niedziela, 17 lipca 2011

Dzień 7

Od lat w niedzielę mąż wstaje pierwszy, idzie do sklepu po ciepłe jeszcze bułeczki (tylko w niedziele są takie świeże). Ja szykuję jajecznicę na masełku.
Dzisiaj było inaczej. Wstałam pierwsza, aby zdążyć zjeść śniadanie o 9.00. Przygotowałam sobie jajecznicę... z jednego jajka, bez masła... paskudztwo. I zjadłam ją na dwóch kromkach wasy z plastrami pomidora.
Później dopiero poszliśmy razem z mężem do sklepu po ciepłe bułeczki, których nie miałam jeść.
Drugie śniadanie tradycyjnie.
Na obiad pojechaliśmy do mojego brata. I to było wyzwanie. Zabrałam ze sobą piersi z kurczaka i sałatkę. Musiałam jednak się przyznać dlaczego tego nie zjem, tamtego nie zjem... Trochę zamieszania narobiłam. Ale ostatecznie nie było źle.
Później kawa. Stosy ciasta... rafaello, sernik i coś tam jeszcze... nie wiem, nie próbowałam. Zjadłam nektarynkę do kawy.
Przeżyłam, nie dałam się docinkom odnośnie diety, nie dałam się pokusom...
Ciekawe jak to będzie na jutrzejszym ważeniu.
Na zdjęciu moje dzisiejsze śniadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...