Czytałam wcześniej Kwiat śniegu i sekretny wachlarz tej autorki, dlatego po tą książkę sięgnęłam bez wahania.
Byłam mniej więcej w 1/3 książki... gdy stało się to o czym piszą, np. w opisie powyżej (ja tego nie czytałam bo czytam tylko pierwsze zdanie opisów... nie lubię streszczeń fabuły bo potrafią doszczętnie zniszczyć przyjemność czytania)... myślałam, że wyrzucę książkę pod łóżko i nie będę dalej czytała... bo po co? Bo stało się coś oczywistego, dla mnie bez sensu, a mogło się skończyć inaczej, to nie powinno się stać.
Jednak spróbowałam... czytałam... okazało się, że opowieść nadal płynie jak rzeka, że nie wydaje się naciągana i bez sensu, że to jednak ma sens...
Okazało się, że dopiero od tego momentu tak naprawdę rozpoczyna się opowieść... a nawet "życie" głównej bohaterki.
Życie w siedemnastowiczenych Chinach nie było łatwe z wielu przyczyn... a szczególnie życie kobiety... niepotrzebnej gałązki w drzewie rodziny...
Jako nie katoliczce wydaje mi się, że dla katolików sprawa jest jasna... dusza po śmierci idzie do nieba lub piekła... i po sprawie (oczywiście w dużym skrócie)... w chinach natomiast wszystko było bardziej skąplikowane. Każdy gest, każda czynność, każdy przedmiot podczas ceremoni pogrzebowych miał znaczenie i wpływ na dalsze losy duszy. Nie jest moją intencją pisać tutaj o tym... dużo lepiej i ciekawiej opowiada o tym Miłość Peonii.
Naprawdę warto przeczytać tą książkę, bo nie jest to ksiażka o śmierci. Jest to książka o życiu i miłości... do rodziców, dzieci, małżonka. A przy okazji z dużą dawką informacji o tak mało znanej nam (mnie) kulturze Chin.
Cierpię w takich momentach, że nie potrafię ładnie przelać w "literki" tego co myślę. Wiele myśli kłębi mi się teraz w głowie, niestety nie potrafię ich uporządkować. Cóż... jestem od czytania a nie pisania... szkoda.