Zamek, ogromny, wilgotny, zniszczony, robił wrażenie czegoś przygnębiającego za najlepszych nawet czasów; w tej chwili jednak, gdy obłoceni, drżący od zimna, żałobą okryci jego mieszkańcy, wśród nieustającego deszczu dojeżdżali do niego aleją wiązów, następnie ogromnym łukiem bramy kamiennej pośród zdruzgotanych baszt i wieżyc, widok jego do głębi zmroził serce właściciela. Nigdy nie odczuł był tak silnie nagiej surowości, cichej i poważnej wyniosłości tego miejsca, a przecież nigdy nie kochał go tak głęboko. Wydało mu się, jakoby ono było zawsze najistotniejszą miłością jego serca, droższem od dzieci, droższem nawet od książek.
Książki były jego własnością osobistą; kochał je od lat trzydziestu; natomiast łańcuch, wiążący go z tym domem, sięgał cztery wieki wstecz. Pokolenia de Marteurellów, jedno po drugiem, żyły tu i umierały; nigdy zbyt bogaci, potężni lub sławni, lecz pogodnie przeświadczeni o swem prawie do życia i zadowoleni z siebie, a na ogół też ze swego Stwórcy.
W Paryżu, dokąd zajeżdżali rzadko, dla interesów lub przyjemności, mogliby się byli spotkać z lekceważeniem, okazywanem poczciwcom prowincjonalnym; tu żadne powątpiewanie nie mogło ich zniechęcić, żadne zagadnienie osaczyć; pomazaniec boży na tronie, nie był bezpieczniej odgrodzony od prawdy, niż oni w swym zamku, obwiedzionym wałem obronnym. Nagle, w ciągu jednej godziny spadł na nich wyrok.
Wstrząsnął się, wchodząc do wielkiej hali. Zaiste, dość już miał trosk na dzisiaj; czemuż dziś właśnie straszne wspomnienie dzieciństwa wraca doń zmorą opętańczą?
Zniszczona stara szafa na bieliznę uszła była pożodze i rabunkowi. Stała jeszcze nienaruszona na uboczu, dokąd przywlekła ją stara jego piastunka i jej dorosły syn Jakób, by go ukryć, zanim tłum wyłamie bramy. Tu skulił się w ciemności, drobne, popychane stworzonko, mniejszy niż Henryś obecnie, rozpaczliwie zatykając sobie uszy, by przytłumić wrzaski i przekleństwa i tupanie nóg i krzyki na schodach, które nagle ścichły, gdy przed chwilą brzmiały tak przeraźliwie.
Och, te krzyki na schodach! Echo ich trwogą napełniło mu całą młodość, zgłuszyło wszelką muzykę życia, a drogie to domostwo, gdy doń wrócił po latach chłopięctwa spędzonych w Anglji, uczyniły przedmiotem strachu, miast radości. Dopiero przyjście Franciszki odpędziło upiory; żadne widziadła wyobraźni nie mogły istnieć w jej obecności, tak zdrowej, tak pogodnej, tak całkowicie prozaicznej. Czy wrócą teraz, gdy ona odeszła?
Zdawały się być przeraźliwie blisko. Nawet piskliwy krzyk dziecka z pokoju dziecięcego dochodzący, zdołał je już przywołać. Życie upłynęło mu tak skąpe w wypadki, że nic nie mogło zatrzeć tego jednego potwornego wrażenia; i oto w chwili wyczerpania sił i równowagi, wróciło znowu z wyrazistością zmory nocnej. Czuł niemal, gęsty dławiący dym; słyszał prawie trwożny głos Jakóba: „Paniczu! Stefuś! Gdzie panicz? Nic się nie stało złego? Już wszyscy odeszli, kochanie moje!”
Ten sam Jakób, dziś siwowłosy, a wciąż jeszcze się nim opiekujący, podszedł teraz ku niemu do drzwi pracownicy, z czerwonemi oczyma.
Pan markiz nie zapomni złożyć przemoczonych rzeczy? Tak dziś chłodno. A Marta przygotowała trochę gorącej zupy.
Dziękuję, Jakóbie – z wdzięcznością rzekł markiz. - Ty zawsze o wszystkiem pamiętasz. Dopilnuj też, proszę, by się zajęto dziećmi, dobre? I niech mi nikt nie przeszkadza; chcę być sam.
Znalazłszy się w pracowni, zamkniętymi drzwiami oddzielony od świata zewnętrznego, z przyjaciółmi młodości na półkach, ofiarowującymi w niemem oddaniu szlachetne pocieszenie, odetchnął swobodniej. Sięgnął do jednej przedziałki i wyjął „Republikę” Platona; zaraz jednak odłożył ją z westchnieniem; Grecy mu dziś nie pomogą. Przez chwilę się wahał; z ociąganiem dotykając pieszczotliwą ręką ulubionych tomów: Woltera, Diderota, Hobbesa, Gibbona; następnie wyjął Montaigne'a i przysunąwszy krzesło do rozpalonych polan na kominku, otworzył książkę, gdzie rozpoczynał się essay o doświadczeniu.
czytam to i wydaje się bardzo piękne. dziękuje Ci, że tak się trudzisz, przepisując tą książke.Naprawde bardzo fajnie to robisz;) oby tak dalej;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo :) Dzisiaj jeszcze jeden fragment będzie.
OdpowiedzUsuń