
Ja nie chcę... przeczytałam 1/3 książki. Szkoda mi czasu na więcej. Szkoda.
Ja nie chcę... przeczytałam 1/3 książki. Szkoda mi czasu na więcej. Szkoda.
Książka przeczytana w "międzyczasie". Wczoraj dotarła do mnie paczka (wspominana niedawno) z merlina. Jak zwykle usiadłam otoczona jej zawartością i ze smakiem zabrałam się za przeglądanie moich skarbów :D
Lubię sobie obejrzeć książkę, poczytać okładki i kilka początkowych zdań... jako sotatnią wzięłam do ręki Straszne historie... no i tak zostałam. 155 stron nawet dla średniego "mola" to drobiazg.
Książka świetna. Do przeczytania jednym tchem. I jakże prawdziwa. Nie ważne ile ważysz... powinnaś/powinieneś ją przeczytać. Nie wydaje mi się aby była to książka tylko dla kobiet. Każdy może wynieść z niej coś dla siebie. A przy okazji zabawna.
Szczerze polecam.
Nie zawiodłam się... Gaiman to Gaiman, świetnie pisze. Jak poprzednie jego książki i ta ma w sobie magię tak sprytnie wprowadzoną do rzeczywistości, że staje się czymś co nie dziwi, wydaje się czymś normalnym. Wiadomo... Realizm Magiczny.
Nadal jednak uważam, że Nigdziebądź to najlepsza książka Gaimana... może dlatego, że moja pierwsza. Uwielbiam też jego opowiadania.
Wiem, że się powtarzam... ale jeśli lubisz książki Carrolla... pokochasz Gaimana.
Właśnie czekam na dostawę z merlina:
Jedna z tych książek to lektura dla córci (troszkę mnie to usprawiedliwia).
A na dokładkę kupiłam właśnie na allegro:
Jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie to fakt, że po przeczytaniu... większość książek sprzedam na allegro.
Rozdział I
Orszak pogrzebowy wlókł się mokrą, ponurą drogą wiejską, następnie błotną ścieżyną ku cmentarzowi na wzgórku, a ludzie odkrywali głowy i żegnali się z większą czcią niż zwyczajnie, gdy koło nich przechodził. Kilka starych kobiet w białych czepcach zamykało pochód – niektóre płakały. Pani markiza była dobra dla biednych, odczuwają też jej brak.
Nie jakoby w Marteurelles-le-Chateau był ktokolwiek prawdziwie biednym. Nędza w dawnej swojej formie, nędza-ludożerczyni, miażdżąca, potworna nędza, jaką kobiety owe znały w swej młodości, nędza ta minęła wraz z życiem, które skończyło się przed katastrofą. Zniknęła wraz z pańszczyzną i opłatami od soli, podatkami i rogatkami, wraz z całą wspaniałością i przywilejami dawnego Marteurelles. Dym płonącego zamku uniósł ze sobą tyle rzeczy, które we wspomnieniu tych co pamiętali swe życie z przed r. 1789, zachowały się jedynie jako zmora potworna.
Jednakowoż być biedniejszym od swego sąsiada, znaczy bądź co bądź być biednym, a w Marteurelles dokonała się w ciągu jednego pokolenia tak radykalna zmiana w położeniu włościaństwa burgundzkiego, że za biednego uważano już człowieka, nie posiadającego własnej krowy.
Dla tych właśnie nieszczęśliwych a także dla wszystkich chorych i strapionych, nieboszczka była przyjaciółką dobrotliwą. Jej miłosierdzie nie przejawiało się w hojnych darach, gdyż Rewolucja obdarzywszy dobrobytem wieś, równocześnie zubożyła zamek. Była im jednak zawsze dobrą sąsiadką i jakby matką, a jakkolwiek nie mogła nikogo obdarzyć krową, to dzbanek mleka wręczała z tak życzliwym uśmiechem i tak serdecznem zainteresowaniem dla zdrowia niemowlęcia, że jak stara Piotrowa zauważyła do kmotry Papilllon: „nikt by nie powiedział, że ona należy do tych przeklętych arystokratów”.
A w rzeczywistości, to należała do nich jedynie na mocy swego małżeństwa. Córka lekarza z Dijon, wniosła mężowi skromny tylko posag mieszczański, a za cały herb, szlachectwo charakteru. On jednak miał herbów za dwoje, jak mogły zaświadczć zdruzgotane pomniki i tablice pamiątkowe w kościele parafialnym; poza tem, niby druga Kordelja, była sama wianem, a pustka, jaką pozostawiła odchodząc, był też odpowiednio wielka.
Wyglądał dziwnie bezradnie, stojąc nad grobem z dwoma synami; tak bezradnie, że patrząc nań, można było przypuszczać, iż nieboszczka była wdową, osierocającą oto nie dwóch, lecz trzech synów, z których jeden miał już włos siwawy na skroniach.
"326 stron, oprawa introligatorska, ślady użytkowania, podniszczony grzbiet, na stronie tytułowej dedykacja, jedna kartka luzem, w jednym miejscu poluzowane szwy".
Właśnie wygrałam licytację na allegro. Jeszcze nigdy, żadnej aukcji nie towarzyszyły takie emocje. Jako miłośniczka "Szerszenia" musiałam ją mieć... koniecznie. Dobrze, że nie musiałam wydać na nią fortuny. Dlatego też troszkę podstępnie nic nikomu nie wspominałam... a nóż znalazłby się ktoś chętny :D
Więc jednak istnieje... jest... została wydana w języku polskim. Nie wiem nawet w którym roku została wydana. Wypatruję teraz listonosza. Chcę już ją zobaczyć... dotknąć... przeczytac... To będzie wspaniały moment... nawet jeśli treść nie będzie zbyt ciekawa (w co wątpię).
Jeju jeju... gdzie ten listonosz.
Dnia 11.09.2007
Ddzisiaj wreszcie przyszedł listonosz :D
Książka jest dosyć mała, ale ciężka... w twardej oprawie... zniszczonej na grzbiecie... muszę się tym zająć. W środku całkiem nieźle... tylko jedna luźna kartka. Kilka stron warto będzie podkleić. Tylko nie wiem co zrobić z kurzem... to stara książka... i "pachnie" jak najstarszy i najmniej uczęszczany dział w bibliotece. Myślę, że i grzybka dałoby się znaleźć... takiego książkowego.
Nie wiem jak to przetrwa moja alergia.
Na razie mam nieprzyjemne uczucie "brudnych rąk" muszę ją w jakąś gazetę owinąć... inaczej nie przeczytam jej z takim smakiem jak bym chciała. Lubię stare książki... ale tak starej chyba jeszcze nie czytałam.
Nie znalazłam daty wydania... ale jest dedykacja z 6 grudnia 1950 r.
Mniam mniam
Wpis z dnia 21.09.2007
Niestety już przeczytane :(
Szybko poszło. Bardzo mi się podobała. Wg mnie razem z Szerszeniem powinna tworzyć całość... pierwsza część Szerszenia - pierwsza część Przyjaźni - druga część Szerszenia - druga część Przyjaźni. Nie widzę powodu dla, którego obie książki nie są połączone. A już najdziwniejsze jest to, że Szerszeń był kilkakrotnie wznawiany a o Przyjaźni nie wiadomo właściwie nic. Teraz dopiero historia Artura jest pełniejsza. Choć nie zupełnie pełna. Nie zdziwiłoby mnie gdyby okazało się, że jest jeszcze jedna powieść, która uzupełnia lukę pomiędzy dwiema pierwszymi częściami.
Hehe dla osób, które nie czytały Przyjaźni... to co napisałam wyżej to bełkot.
Jedno jest pewne, jeśli czytałaś/łeś Szerszenia i podobał Ci się... Przyjaźńprzerwana to lektura obowiązkowa.
Jestem niezmiennie zdziwiona gdy jakaś znajoma "dorosła" kobieta (czytająca) na moje pytanie czy czytała tą książkę... odpowiada NIE... Jak to możliwe?? Czy nigdy nie była nastolatką?? A może to ja jestem taka dziwna... dla mnie to jedna z najważniejszych, najpięknieszych książek wieku nastoletniego. To jedna z tych ksążek, które spowodowały, że dzisiaj tak bardzo kocham czytać, że nie potrafię zasnąć bez przeczytania kilku stron "czegokolwiek".
Kolejna świetna książka Jodi Picoult... jeśli przeczytasz którąkolwiek z jej książek będziesz musiała/musiał przeczytać wszystkie :)
I znowu jak w "Bez mojej zgody" i "Zagubionej przeszłości" mamy doskonałe studium ludzkiej natury. Znowu zastanawiamy się jak my zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji, co byśmy zrobili, jaka byłaby nasza reakcja. Świetnie się czyta, nie można się oderwać i co najważniejsze... zmusza do reflaksji.
Lubię książki z Chinami w tle... pociąga mnie ta egzotyka. Mam w planie przeczytać pozostałe książki Pani Buck.
To już tyle lat. Wiele razy przeczytałam pierwszych 6 tomów... kolejne troszkę mniej...
Mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem... Jeżycjada ukształtowała mnie jako człowieka... zostałam przez nią wychowana. Zawsze chciałam aby moje mieszkanie było takie jak to u Borejków... przyjazne, rodzinne i zawsze pełne przyjaciół. Wszelkie moje normy... wywodzą się z Jeżycjady. Moja miłość do książek w dużej mierze pochodzi z Jeżycjady...
Jestem pewna, że jest wiele kobiet w świecie blogowym, które wychowała Jeżycjada...
Kiedyś... gdy mnie zabraknie, nie róbcie z mojej biblioteki masy spadkowej. Proszę was o to. Każda książka, jaka stoi na naszych półkach, jest cenna, wyjątkowa i potrzebna, bo każdą z nich czytał ktoś z waszych bliskich. Cieszył się tymi książkami, uczył się z nich, nad niejedną płakał, nad inną się śmiał. Jeśli sami nie będziecie ich chcieli, oddajcie je tym, którzy książki kochają. Obiecujecie? (...)
(Małgorzata Musierowicz)
Te słowa powiedział dziedek Ignacy Borejko do swych wnuków, po wstrząsającym przeżyciu jakim było dla niego odkrycie (w jakiejś pizzeri) całych rzędów książek (niektóre bardzo stare i cenne) przyciętych do jednego wymiaru, tak aby zmieściły się na półce. Jakaś rodzina po swym zmarłym przodku uczyniła z nich "masę spadkową". Ja pod tymi słowami również się podpisuję. Możecie je traktować jak moje własne :)